Rozczarowanie

Cieżko mi uwierzyć w to że mam już połowę października, przecież chwilę temu świętowaliśmy Nowy 2019 a tu już ludzie pytają mnie o plany na Sylwestra. Mam wrażenie że gdy tylko odwrócę wzrok, czas bawi się ze mną w chowanego i zanim się zorientuję tygodnie mi umykają. Od dawna najważniejszą funkcją mojego telefonu jest kalendarz, nie umówię żadnej wizyty u dentysty bez zajrzenia do niego, żadna kawa czy spotkanie, nawet wypad do kina jest zaplanowany. Tęsknię za spontanicznością. Tęsknię za czasem wolnym, bym gdy wyjdę z pracy nie gnała na złamanie karku do domu bo sprawy trzeba załatwić. Nie mam bladego pojęcia jak ludzie mający rodzinę i dzieci są w stanie funkcjonować organizując czas nawet kilku osób. Naprawdę podziwiam.

Moja spontaniczność została ograniczona do polowania na tanie bilety lotnicze, spontanicznie kupiłam w ubiegłym roku zdaje się, bilety do Izraela, a potem podporządkowałam temu wyjazdowi sporo. Wróciłam i mam mieszane uczucia i wspomnienia z tego wyjazdu, bo nie wszystko poszło tak jak bym chciała. Nie spędza mi to snu z powiek bo dzięki temu doświadczeniu wiem też, czego na przyszłość nie robić. Nie przepadam za zorganizowanymi wycieczkami gdzie każda godzina jest zaplanowana co do sekundy, nie lubię się śpieszyć i o ile jednodniową wycieczkę po okolicy zniosę, to tygodniowej już nie. Lubię sama organizować sobie czas i lubię mieć go wystarczająco, nie czuję przymusu zobaczenia każdego kamyka i zrobienia wszystkiemu zdjęcia. Potrzebuję też się zerwać na chwilę dla siebie, jeśli zdarza mi się podróżować w grupie. Zazwyczaj to nic osobistego, to po prostu chwila na zebranie myśli, przegrupowanie sił by ruszyć w kolejny podbój świata. Taka zupełnie moja, chwila oddechu od otaczającego mnie świata.

Izrael dla mnie, zdecydowanie nie był wypoczynkowym kierunkiem, no chyba ze ograniczyłabym się do Tel Awiwu czy okolic morza Czerwonego, i tam została. Ja jednak preferuję aktywny wypoczynek, dzień na leżaku nad wodą to max co jestem w stanie wytrzymać. Jakie są moje wrażenia po tygodniu spędzonym w upale i pełnym słońcu? Cieszę się że byłam tam tylko tydzień! Jerozolima jest głośna, mieszkanka religii i kultur daje o sobie mocno znać, to dla mnie nie jest spokojne miejsce. Począwszy od widoku młodych ludzi – nastolatków, paradujących ulicami z karabinem przerzuconym przez ramię, mur odgradzający Zachodni Brzeg Jordanu, do tego spierający się o Bazylikę Grobu Pańskiego katolicy i Ormianie, to naprawdę wywiera ogromne wrażenie. Swoje robi też świadomość istnienia tego miasta od tysięcy lat. Plus nonszalanckie podejście tubylców do dbania o to, by kolejne pokolenia mogły korzystać z tego miejsca.

Najcięższym jednak momentem była noc spędzona w Bazylice Grobu Pańskiego, ufam że tylko dla tej jednej nocy musiałam znaleźć się w Izraelu. Dzień po tym jak zakupiłam bilet lotniczy, na rekolekcjach poznałam pewnego ojca – franciszkanina właśnie, który okazał się być gwardianem Grobu Pańskiego. Będąc już w Jerozolimie, w ostatniej chwili udało się go spotkać, ponieważ dwa dni poźniej, wracał do Polski na długo. Pamiętał naszą rozmowę a w dodatku okazało się że ostatniej nocy, na chwilę przed powrotem do Polski uda się nam spędzić noc w Bazylice, ponieważ ktoś odwołał swój pobyt. A przecież listy chętnych ustalane są na tygodnie do przodu… Ja nie wierzę w przypadki, ufam że byłam w tym miejscu i w danym czasie, nie bez powodu.

Jakie mam wrażenia po tej nocy? Jakie to uczucie być zamkniętym w grobie? Okropne. Było mi naprawdę źle, momentami cieżko przychodziło złapanie tchu – miałam wrażenie że na mojej klatce spoczywa kamień uniemożliwiający oddychanie. Z soboty na niedzielę Bazylika zamykana jest tylko na 4 godziny co myślę było dla mnie wybawieniem, nie wiem jak zniosłabym czekanie do rana. O północy Grób obejmowali w posiadanie prawosławni, zaczęli więc nas przeganiać z zajmowanych na modlitwę miejsc. W momencie gry otwarte zostały drzwi, opuściliśmy Bazylikę pragnąć złapać chodź chwilę snu, przed powrotem do Polski. Przekonałam się jednak, patrząc na te setki jeśli nie tysiące pielgrzymów rzucających się na Kamień Namaszczenia na którym złożono ciało Jezusa (wraz ze wszystkim co na pamiątkę w Jerozolimie nabyli: portfel, torba, szal czy wagon papierosów), i po nocy spędzonej w Grobie że to naprawdę jedyne miejsce w którym nie czułam obecności Boga, nawet w ludziach ciężko go było dostrzec. Podkreślam – to moje subiektywne odczucie. To nie był dobrze mi znany katolicki kościół w którym jest tabernakulum a w nim Najświętszy Sakrament. I tak, jest tam niejedna kaplica, czy ołtarz przy którym sprawowane są msze. Dla mnie jednak był to pusty grób. I o ile do Izraela chcę wrócić, to głęboko zastanawiać się będę nad ponownym wejściem do tej Bazyliki.

Długo zastanawiałam się nad tytułem dla tego postu, i okazało się że rozczarowanie to określenie zdecydowanie najlepiej oddające stan moich emocji towarzyszących temu wyjazdowi. Dobrze że nie nabawiłam się syndromu Jerozolimskiego, bo takie zaburzenie urojeniowe pojawia się w momencie zderzenia naszych wyobrażeń na temat tego miejsca z rzeczywistością 😉 a zderzenie było w moim wypadku duże. Podobno ustępuje on po powrocie do własnego domu. Ale po co ryzykować …

Bazylika Grobu Pańskiego nocą
Tel Awiw
Jafa
Jerozolima
Bazylika Grobu Pańskiego
Ściana Płaczu
schody na Golgotę
Jezioro Galilejskie
Jerozolima widziana z Góry Oliwnej

Droga

Każde większe, emocjonalnie wyzywające wydarzenie życiowe funduje mi problemy ze snem. Przy każdej podróży, ważnym spotkaniu, zmianie drogi życiowej czy trudnej decyzji mam problemy z zaśnięciem, budzę się setki razy by nad ranem ze zmęczenia paść, a gdy trzeba wstać – pułk wojska nie obudzi. Mózg zamiast odpoczywać analizuje setki sytuacji, kręci film pod tytułem ” co by było gdyby”, wyrzuca wszelkie możliwe scenariusze i to zazwyczaj te idące w złym kierunku. No balanga na 102.

Przy wolej chwili, gdy mam czas na o by przeanalizować ostatnie kilka dni czy tygodni (co wierzcie mi zdarza się niezwykle rzadko) stwierdzam że trudne sytuacje w których byłam lata czy miesiące temu to pikuś w porównaniu z tym co mam obecnie. Lubię się poużalać by po chwili stwierdzić – no weź! Co ty za głupoty opowiadasz. Czy może być gorzej? Może być trudniej? Nie wydaje mi się, tak na serio! Oczywiście że trudne sytuacje czy choroby, mogą się w każdej chwili przyplątać, mogą z dnia na dzień zmienić w moim życiu wszystko. Ale czy to coś we mnie zmieni? Ufam że nic a nic. Bo czym jest ta nasza ziemska droga w porównaniu z wiecznością – to raptem kilka, może kilkanaście lat, i wieżę że czeka na mnie Niebo. A tam będzie balanga jakiej świat nie widział.

Siedzę więc sobie na kanapie, zeruję hummus w obawie że rodzimy już mi nie będzie smakował i zastanawiam jakie przeciwbólowe prochy spakować na nadchodzącą podróż i czy wytrzymam tamtejsze upały oraz wszechobecny problem z dostępem do wody. Przynajmniej tej pitnej. To że kupiłam bilet do Tel Awiwu i zdecydowałam się na 8 dniową podróż do Izraela zakrawa na niepoczytalność. Tam jest gorąco! W ciul. A jedyne czego nie znoszę to upały gdy muszę być na słońcu. Ufam jednak że poznam w niedalekiej przyszłości powód mojej podróży do Ziemi Świętej.

A problem z zaśnięciem i wstaniem na czas z łóżka przed nadchodzącą podróżą – nie pojawił się. Mało tego, we wtorek 01.10.2019 rozpoczęłam nową pracę (która będzie wyzwaniem, już to widzę, ale też da mi od groma satysfakcji) nawet nie przebudziłam się choćby raz. Chyba idzie ku lepszemu. Albo po prostu obrana droga prowadzi w dobrym kierunku. Over and out. Pozdro 3000 i do zobaczenia!

chyba zabrałam wszystko