Nauka

Interesujące jest, jak trudno przychodzi mi prosić o pomoc. Żyję w przekonaniu zupełnej samowystarczalności, nawet wannę potrafię uszczelnić silikonem, mało tego – stary potrafię zdjąć. Od zawsze miałam smykałkę do majstrowania, może jeszcze nie wiem jak zamontować nową lampę sufitową i o co chodzi z tymi fazami prądu, ale kilka filmów szkoleniowych na YouTube powinno mi pomóc w ogarnięciu tematu. Tylko czy to jest mi potrzebne? Jasne że mogę sama, ale odkrywam jak poproszenie o pomoc specjalistę, przyznanie się do tego że nie bardzo sobie radzę, pozwala mi dostrzec nieznane mi do tej pory pokłady dobra tkwiące w bliskich mi osobach. 

Odkryłam zupełnie niedawno jak to jest być tym proszonym o pomoc, temat dla mnie prosty jak konstrukcja cepa, dla innych wydawał się górą nie do przejścia. Jedna rozmowa i załatwione. Cudownym uczuciem po tym, było usłyszeć słowa „Maria dzięki za pomoc, teraz już wszystko jest jasne”.

To oczywiste że, nie na wszystkim w życiu muszę się znać. Chodź wszechwiedza (albo przekonanie o jej posiadaniu) wiele ułatwia, powiedzmy to sobie szczerze. Niezwykle trudno mi jest się do tego, przed samą sobą przyznać. Wolę uniknąć tematu, czegoś nie zrobić, lub udać że czegoś nie lubię, niż po prostu przyznać że nie umiem. Bardzo ciężko przychodzi mi konfrontacja z moimi brakami, czy skazami na charakterze. Przez gardło nie przejdzie przyznanie się do niedoskonałości. Prędzej zagrzebię je głęboko, niż doprowadzę do konfrontacji z nimi.

A z drugiej strony, tak właśnie postępując, jak łatwo jest utwierdzać się w samozachwycie, przekonaniu że jestem prze-kozakiem bez skazy, a reszta ludzkości powinna bić pokłon przed majestatem. Tak źle, i tak nie dobrze.

Uczymy się siebie całe życie, zbieramy doświadczenie z każdym kolejnym rokiem mamy go więcej, to dar z którego powinniśmy mądrze korzystać. To właśnie nabrane doświadczenie, każe mi wreszcie wyciągnąć te moje trupy z szafy. Wiem już że muszę je w jakiś sposób usunąć (najlepiej chyba po kawałeczku… małymi krokami) albo po prostu posadzić je przy stole i zaakceptować jako cześć wystroju. Wiem już jednak, że jeśli jest coś co mogę w sobie poprawić – powinnam to zrobić, a przynajmniej starać się to zrobić. 

Koloru oczu nie zmienię, nad wagą mogę i ciągle pracuję, wredne cechy charakteru staram się plewić (chodź to orka na ugorze). Mózgu nie przeszczepię, więc akceptuję co mam. Rozmiaru stopy też nie uda mi się zmniejszyć, ale cale szczęście sprawne są na tyle, bym mogła spotkać się z kimś w połowie drogi. Nie przestanę się uśmiechać i mieć wesołe usposobienie, takie od urodzenia mam nazwisko, a to wiadomo zobowiązuje. Mam dwie sprawne ręce i nogi które mogą mnie zaprowadzić na koniec świta. Doceniam możliwość zdobywania wiedzy (rychło w czas) i korzystam z możliwości rozwoju. Nauczyłam się wreszcie posługiwać się aparatem fotograficznym, kolej na naukę obsługi noża i igły. I zgadnijcie, co mam tu na myśli ;P

Usługi fotograficzne świadczę TANIO. Gwarancja szybkiej sprzedaży samochodu.
Tu kupię kiedyś torebkę. Po tym jak upłynnię zbędną nerkę…
Refleks mam. Albo farta.