Odpoczynek

Nieuchronnie zbliża się koniec roku, i jakoś tak wyjątkowo szybko mu to idzie. A zwłaszcza ostatni kwartał, minął nie wiem kiedy. Z kim bym nie rozmawiała, wszyscy mamy podobne odczucie. Czy to doba uległa skróceniu? Tydzień jest o conajmniej dzień za krótki, a ja jestem w permanentnym niedoczasie. Jest tak dużo rzeczy do zrobienia, tak dużo do zobaczenia i posłuchania, do przeżycia. Plan rezygnacji z telewizji w ramach oszczędności czasu idzie całkiem dobrze, za chwilę minie mi drugi miesiąc bez kablówki i to niespodziewane, ani razu nie odczułam jej braku. Mało tego, jakoś szczególnie nie korzystałam też z dostępnych mi platform streamingowych. A czasu nie mam wcale więcej, co widać zresztą po częstości dodawanych postów.

Każdą wolną chwilę wykorzystuję na sen, nie znaczy to wcale, że cierpię na bezsenność – raczej na permanentne niedospanie, bo zakładane 7 godzin snu bywa momentami nie wystarczające. I to jest duży problem. Nie jestem w stanie rano wstać, mam jak nigdy wcześniej ustawione dwa budziki, ale i tak potrafię kilka razy przestawiać drzemkę. Nie mam bladego pojęcia jak z tym walczyć, może po prostu brak mi jakichś witamin? Suplementacja brzmi całkiem spoko, gdyby nie to że trzeba codziennie pamiętać o łykaniu tabsów. No nie wejdzie, pamietam o tym 5 minut od wzięcia pierwszej tabletki, a potem ląduje to wszystko w apteczce. I gdy szukam plastra opatrunkowego, okazuje się że w koszyku leżą 4 naruszone opakowania magnezu …

Doszłam do wniosku że wszystkiemu jest winien Warszawski ZTM. Budują to nowe metro, zlikwidowali mi kilka autobusów dowożących ludzi do dworca Wileńskiego, a 527 puścili w Brudno jako dojazdówka do pierwszej stacji M2. I dlatego właśnie wiecznie stoję w korkach! Bo trasa tych autobusów wiedzie przez plac budowy. Wysłałam nawet maila do Zarządu Transportu Miejskiego, z wyrażeniem swojego uznania dla ich pomysłu, ale niestety nikt mi za niego jeszcze nie podziękował. Zupełnie nie wiem czemu, ja naprawdę nigdy ale to nigdy czegoś takiego jeszcze nie zrobiłam. Powinni docenić moje wyjście ze strefy komfortu.

Liczę mocno na chwilę przerwy w okolicy Świąt Bożego Narodzenia, wtedy zupełnie nic nie powinno mnie rozpraszać. Może poza oczekiwaniem na dolewkę gorącej herbaty z prądem, kawałkiem sernika czy ulubionego makowca. Przywiozłam do Żelka mój stary odtwarzacz DVD więc trylogia Sienkiewicza wejdzie grubo, razem z Asterixem i Obelixem w misji Kleopatra. W tym roku nawet prezenty ogarnęłam jeszcze w listopadzie, by cała ta bieganina i grudniowy pośpiech mnie nie dopadły. Przyznam był to fenomenalny pomysł – bierzcie jak swój, teraz nawet jak przechodzę przez centrum handlowe mogę poddać się obserwacjom ludzi, a nie biegać po sklepach w polowaniu na promocje. W grudniu mam czas na to by spokojnie przeanalizować mijający rok, podsumować zyski i starty, wprowadzić ulepszenia, uchwalić nowy budżet i zaplanować kilka wypraw. Zmienić to co nie grało, zmienić sposób myślenia by być lepszym człowiekiem i w dodatku milszym dla ludzi. Znowu nie zrobić noworocznej listy postanowień. Po prostu cieszyć się obecną chwilą, nawet tymi 15 minutami drzemki na szybie autobusu.

Nawet choinkę bez jęczenia ubrałam, mama tylko woła by wyłączyć światełka, bo to jeszcze nie czas! Ehh tęskniłam za tym: „zostaw to na święta!” …
Szyszki sosnowe zdaje się powinny rosnąć w górę … #ściema