Druga tym razem przymusowa izolacja nie nakręciła mnie do działania tak jak działo się to w wydaniu marcowym. Po powrocie z Francji, dnia 15 marca 2020 r. na dosłownie godziny przed lockdowmem rodzina i znajomi wlepili mi czasowy zakaz kontaktu. Niby wszystko zostało przekazane w formie żartu, lekkiej kąśliwej uwagi …. ale ja to pamiętam. Uczucie towarzyszące usłyszanym słowom, zostało zakodowane w mojej głowie wraz z tym co pomyślałam o panikarzach wieszczących szybką wojskową blokadę Warszawy. Z rozrzewnieniem wspominam o tych dziesiątkach wiadomości od znajomych i rodziny, zamartwiających się o mój powrót do domu z linii frontu. I ta cisza w autokarze, gdy ludzik michelina sprawdzał wszystkim urlopowiczom temperaturę. Podchodziłam wtedy do sytuacji z ostrożną ciekawością oraz minimalną dozą obaw, bo jednak półki z papierem w Rossmannie świeciły pustkami o czym donosili życzliwi.
Co to były za czasy 🙂 jak cudowną sprawą było życie chodźmy przez tydzień od problemów związanych z ogólnym brakiem papieru toaletowego… Podoba mi się i ostatnio często cytuje złapaną w internetach sentencję „kto w Polsce mieszka, w cyrku się nie śmieje” jako komentarz do dziejących się w kraju rzeczy. Nie wiem kto jest autorem ale, jakież to trafne spostrzeżenie. Obje moje kwarantanny zbiegały się w czasie z „narodową” czy też zwykłym wiosennym zamknięciem gospodarki. A pomiędzy marcem a listopadem nie działo się przecież zupełnie nic, o czym warto by dziś pamiętać, władza głosiła zwycięstwo w walce z wirusem, a za znaną celebrytką ” w szpitalach leżeli statyści”. Więc oto zbliżamy się do końca roku, a 17 listopada minął dokładnie rok od odnotowania pierwszego przypadku wirusa SARS-CoV-2 a my jesteśmy w głębokiej ***** a o tym jak ona jest głęboka można sprawdzić na www.dupometr.pl ;P
Osiem miesięcy po pierwszej kwarantannie trafiłam na kolejną, tym razem mając namacalny powód w postaci podłego samopoczucia i sensacji żołądkowo-jelitowych wraz z niemalże migrenowym ponad tygodniowym bólem głowy. Gdy otrzymałam informację, że podejrzewany pacjent zero zdał test, dotarło do mojego mózgu co może być przyczyną tego stanu. Początkowo tłumaczyłam to wszystko co się ze mną działo jakimś rotawirusem albo zatruciem pokarmowym, z tym że te opcje nie trwają dłużej niż 2-3 dni… Ziarno niepewności więc zostało zasiane.
Następnie wpadłam w chwilowy stan w którym byłam przekonana, że sobie to wmawiam i moje objawy to zwykłe urojenia. Niestety z czasem szczodrzy pośrednicy w tym łańcuchu dostaw o numerze dwa i trzy stracili węch i smak. Przestałam się wtedy oszukiwać, i chodź mnie akurat ten objaw ominął, to wujek Google podpowiedział że mamy już siedem udokumentowanych zestawów efektów COVID-19 i mój jest na tej liście numerem szóstym. Wylosowałam co wylosowałam, mogłam trafić gorzej. Naprawdę o wiele gorzej.
Jakie z tego morał? Fartownie przeszłam tę choroby w sposób raczej skąpo-objawowy, ale i tak mnie to nie oszczędzało. Okazuje się że za „statystowanie” w tym filmie niestety nikt nie płaci, nie jest to fucha którą z ręką na sercu polecam każdemu, i naprawdę cieszę się, że miałam w domu zapas papieru toaletowego. Naprawdę doceniam zakupy przez internet które RSM od jakiegoś czasu ma w ofercie 😛
W ramach żartu chciałam nadmienić, że słuchanie muzyki w trakcie choroby było ostatnim o czym myślałam wiec nie wiem jak to odbierają ludzie leżący na szpitalnych oddziałach chorób zakaźnych. A już o tym jaki design posiada bielizna … uuuu najmniej ;D Cyrk. Cyrk przyjechał.