Wygonili mnie na urlop. Któż to widział, by przechodzić na kolejny rok kalendarzowy mając piętnaście dni wolnych do wykorzystania (ja wiem… co to jest piętnaście dni? znam takich którzy pod sześćdziesiąt dochodzili, ale ja zawsze miałam problemy z wyskrobaniem nawet kilku dni na okolice końca roku.. dlatego piętnaście to dla mnie szaleństwo). Firmowy system zgadza się na przeniesienie maksymalnie pięciu. Spędzam więc prawie cały grudzień na urlopie, czy odpoczywam? No … nie ma bata.
W domu rodzinnym się nie odpoczywa, tu zawsze jest coś do zrobienia. Okazuje się, że wykonanie dziennej normy 10 000 kroków jest możliwe nawet bez wychodzenia do ogrodu. Doliczyłam się 47 schodów, co przy wytyczeniu odpowiedniej trasy daje niezły trening cardio.
Nie jestem i nigdy nie byłam zwolennikiem posiadania domu, cenię sobie nade wszystko ciepło płynące z grzejników które według własnego widzimisię mogę zakręcić, a w mieszkaniu dalej będzie przyjemne 19 stopni Celsjusza. Nigdzie nie wyrośnie mi mlecz albo inne zielone, no chyba że w którymś z 4 posiadanych kwiatków (a one i tak nieustannie żyją w zagrożeniu suszy więc gdyby coś by im w doniczce wyskoczyło to same sobie ten problem rozwiążą), woda w kranie będzie ciepła bo nie muszę się martwić o termę. No i metraż jest na tyle mały, że omiatanie zajmuje raptem kilka godzin – a nie dni.
Spędzam więc przymusowy urlop w miejscu do wypoczynku dla mnie absolutnie nie przystosowanym, i do tego w okresie zimowym, nie dzieje się tu nic wartego uwagi. Nawet window shopping nie ma gdzie zrobić, bo do Biedronki to każdego wpuszczają… i w sumie to stać mnie nawet na codzienne wizyty w tejże chociaż po jedną mandarynkę. A jak się dobrze zakręcę przy drodze powrotnej robiąc obchód miasta to mam zagospodarowaną godzinę. Ale co z resztą doby? Ile można spać, sprzątać czy gotować? Nawet szturchać rzeczy patykiem nie da rady długo bo się nudzi a poza tym ręka się męczy. Na jadące pociągi nie popatrzę bo najbliższa stacja PKP w Garwolinie czyli jakieś 30 kilometrów stąd.
Lubię grać ludziom na nerwach, ale tu nie dysponuję odpowiednimi obiektami do ćwiczeń a mama i tak już ma na głowie swoje, więc staram się przy niej tylko gwizdać jakieś proste melodie bez odpalania od razu całej orkiestry symfonicznej. Ćwiczę się w opanowaniu powtarzając jakieś mantry, o kwiecie lotosu na wzburzonych falach oceanu. Polska służba zdrowia jak się okazuje dba o mój stan psychiczny – robi wszystko co może bym nie schodziła z poziomu permanentnej wścieklicy. Ale o przyczynie tego stanu opowiem być może innym razem bo wpis należało by mocno ocenzurować.
Jestem na urlopie od trzech dni (w Żelechowie już od ponad tygodnia) i serdecznie mam dość, poprzedni tydzień fakt, że z domu ale jednak przepracowałam. Potrzebuję pilnie jakiegoś pomysłu na wyłączenie myśli, ale takiego który nie skończy się leczeniem kilkudniowego kaca. Co robią dzieci jak się nudzą? Zapomniałam spakować konsolę na ten wyjazd, kasztanów już nigdzie nie ma, więc nie powołam do życia świadków mojej moralnej i fizycznej degrengolady. Monopol nie posiada opcji gry single player, multiplayera w postaci dodatkowej osobowości nie posiadam, a puzzle ułożyłam już wszystkie. Animacji potrzebuję… albo nich mi ktoś po prostu już zrobi tego drinka…