Przymusowe uziemienie sprzyja rozmyślaniu. Więc od prawie już trzech tygodni, z lewą nogą wygodnie opartą o stolik do kawy, praktykuję tę formę spędzania czasu. Skręciłam kostkę oddając się radośnie uprawianiu snowboardu (nie mam pojęcia jak do tego doszło, bo jednak te buty pancerne są), a po tygodniu do kontuzji kostki, doszła inna i skutecznie mnie unieruchomiła.
Nie umiem w cierpliwość. Nie potrafię czekać, chcę wszystko mieć od razu. A przecież doskonale wiem, że na dobre rzeczy trzeba czasu. By cieszyć się pięknem kwiatów, potrzeba zapewnić im odpowiednie warunki, dawkować wodę, odżywkę a przede wszystkim dać im przestrzeń. Ja niestety swoje trzymam twardą ręką – topię albo zasuszam, dlatego nie rosną ani nie kwitną. W oczekiwaniu na zdrowie siedzę więc na kanapie, zastanawiam się kiedy ostatnio je nawodniłam i czy przypadkiem nie potrzebują wody. Nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo.
Po pierwszym tygodniu rekonwalescencji (i najgorszym przeziębieniu od lat) stwierdziłam, że wszystko idzie ku lepszemu i pomimo odczuwalnego bólu mogę spokojnie wrócić do pracy, ignorując zupełnie zalecenia jakiegoś francuskiego lekarza. Zalecenia, z perspektywy czasu brzmiały zupełnie rozsnądnie, bym przez dwa tygodnie oszczędzała nadwyrężony staw skokowy. Wróciłam, i z marszu wrzuciłam najwyższy bieg. A po dwóch dniach kolano dołączyło do imprezy rozkręconej przez kostkę.
Cierpliwości więc uczę się na błędach, swoich. Dobre rady życzliwych mi ludzi, trafiają w pustkę i tam sobie układają własne życie. Ja wiem lepiej. Niestety, należę do tych osób które najpierw działają, a dopiero potem myślą nad ogarnięciem pożogi. Tym razem ceną za brak cierpliwości, była prywatna wizyta u ortopedy, rentgen i USG, nowy zestaw prochów oraz czas który mogła bym poświęcić na coś pożytecznego. Jak choćby sadzenie marchewki.
Czy wyciągnę z tego naukę na przyszłość? Całkiem to możliwe. Gdy w dzieciństwie uległam wypadkowi w który zaangażowała się moja prawa kostka, nauczyłam się śmigać, raczkując z prawą zagipsowaną nogą w górze. Na razie jednak, oddaję się nadrabianiu zaległości w literaturze i pochłaniam kolejne powieści Murakamiego, ratuję bazylię przed uschnięciem (albo i utopieniem) i może zmierzę się z traumą z dzieciństwa, w postaci Buki, tej od Muminków.
Jak ja dobrze to rozumiem! Też uwielbiam mieć wszystko od razu! Ale jest też tego dobra strona! Przynajmniej nikt mi nie zarzuca braku spontanicznosci ????
Tak, znam to doskonale. Tylko kac bywa po tym ogromny 🙂