Wróciłam po przerwie spowodowanej wirusem na treningi, po trzech miesiącach kanapy, ewentualnego kardio i izolacji skład mojego ciała uległ zachwianiu. Czuję z tego powodu radość bo już pierwszych rozruchowych treningach w opustoszałej siłowni czuję zakwasy, a to zawsze dobrze rokuje. O normalności, ten tęskni po tobie.. I tak się zachłysnęłam tą wolnością, że zapomniałam o różnych innych sprawach i tak o… mamy połowę sierpnia, i koniec roku za pasem.
W międzyczasie zdarzyło się kilka dziwnych nieprzespanych nocy, spędzonych na podziwianiu gwiazd, pogaduchach i rozmyślaniu o przyszłości. Takie tam profilaktyczne badania, podejście do prawa jazdy nr 2. (zapisałam się już na egzamin dla mobilizacji) wykupiłam na pół roku dostęp do portalu internetowego z testami. Kupiłam oczywiście maxa przy czym klienci wybierali najcześciej opcję dwumiesięczną. Trzaskam te testy i pytania jak szalona, by po 2 tygodniach nauki uzyskać 97% skuteczność, a dostęp mam jeszcze na długie, długie miesiące. Liczę na to, że po zdanej teorii ogarnę szybko praktykę, czas jednak pokaże. A ponieważ zdolna jestem, to może na koniec przyszłego roku będę miała ten papier 😛
Przy okazji akcji ze zdobyciem uprawnień kategorii B, przekonałam się jak bardzo bywam asekuracyjna. Nie zrobię niczego spontanicznie, bez przyjrzenia się sprawie z każdej możliwej strony i analizy sytuacji. Nawet to co teoretycznie jest spontaniczne – szybko przechodzi w mojej głowie analizę. Bo czy dwa miesiące nauki przepisów nie wystarczy? Jak szaleć to szaleć, ambitnie kupię dostęp trzy razy dłuższy, będę przecież miała więcej czasu… Czy to ma związek z moim wiekiem? Może z rzeczywistością w której przyszło nam teraz żyć i obawą przed utratą zdrowia czy życia? Jestem we wszystko ostrożna, a spontanicznie teraz to co najwyżej zbędne zakupy robię?
Od premiery nowego kawałka Krzyśka Zalewskiego o swojsko brzmiącym tytule Annuszka nie na chwili bym się nim nie zachwycała, a w dodatku łapię się na pląsach po domu gdy hipnotyzujące nuty wbijają się do głowy. Zapunktował pan Zalewski znajomością Mistrza i Małgorzaty, mojej ukochanej powieści od zdaje się od dwudziestu lat. To dopiero była miłość od pierwszego wejrzenia. Zadziwiająco jak mocno słowa tej piosenki rezonują we mnie.
Co bym zrobiła w przededniu końca świata albo mojego życia, jeśli za 5 minut miało by się skończyć wszystko? Myślę, że w pierwszej kolejności odpaliłabym ulubiona playlistę, i tyle… nie zmieniłabym absolutnie nic. Nie dzwoniła do bliskich by im przypomnieć o swojej miłości, bo często im to mówię, ufam że byli by jej świadomi. Nie leciałabym na żadną wyspę czy skakała ze spadochronem, to już i tak nie miało by znaczenia. Chciałabym tańczyć i po prostu cieszyć się tym co i z kim dane mi było doświadczyć . Tak to sobie wyobrażam.
Jednak w dłuższej perspektywie życia pragnę znowu odnaleźć w sobie spontaniczność, tę radość wynikającą z akceptowania świata i siebie. By wyjść z łodzi bez asekuracji i zacząć chodzić po wodzie. Mieć wiarę w to, że nawet jeśli się nie uda to warto było próbować, wyciągnąć z tego lekcję. Życie przecież jest wynikiem podjętych decyzji i nie ważne czy dobrych w skutkach, czy złych. Najgorzej chyba jest nie podjąć wyzwania, tego się na końcu żałuje. I absolutnie mieć gdzieś to co ludzie myślą na mój temat.
Lubie tego Twojego malutkiego bloga, dodawaj częściej 🙂